Taras Bulba -Borowiec: PRÓBY POROZUMIENIA SIĘ UPA Z POLSKIM PODZIEMIEM

2017-10-08 10:00

 

 

ROZDZIAŁ JEDENASTY.  PRÓBY POROZUMIENIA SIĘ UPA Z POLSKIM PODZIEMIEM

 

 

Komenda Główna UPA przez całe lato 1942 roku i zimę 1943 roku na wszelkie sposoby próbowała nawiązać kontakt z polskimi organizacjami podziemnymi w Zachodniej Ukrainie, aby za ich pośrednictwem porozumieć się z delegaturą polskiego rządu na uchodźstwie .

 

Cel tych prób był następujący:

- zaprzestać ukraińsko-polską walkę i nie dopuścić do całkowitego wyniszczenia obu narodów przez tych samych wrogów;

- normalizować wspólne ukraińsko-polskie stosunki poprzez tymczasowe zawieszenie broni w warunkach wojny i, zamiast walki przeciwko sobie, wspólnie zmobilizować wszystkie siły przeciwko wrogom zewnętrznym;

- nawiązać kontakt służbowy pomiędzy UPA i AK. Pośrednikiem w tych rozmowach był wyżej wymieniony Bronisław Chodorowski, polski działacz narodowy na wołyńskim Polesiu. Znałem Chodorowskiego jeszcze z czasów przedwojennych. Na należącym do jego ziemskiego przydziału polu, gdzie znajdował się granit, nasza spółka arendowała grunt, na którym zorganizowała przedsiębiorstwo kamieniarskie.

 

Działo się to we wsi Moczulanka gminy ludwipolskiej. Chodorowski był polskim patriotą, ale nie uznawał dzikiego szowinizmu i obstawał za przyjaznymi stosunkami między ukraińskim i polskim narodami. Gdy Moskwa „wyzwoliła” Zachodnia Ukrainę, Chodorowski zszedł do podziemia i tym samym uniknął losu „burżujów”  zesłanych do Kazachstanu. Od razu nawiązał kontakt z naszą organizacją. Kiedy we wrześniu 1940 roku znalazłem się na Ukrainie, między nami została odnowiona łączność współdziałania we wspólnym ruchu sprzeciwu przeciwko komunie. Kontakt miał odbywać się w Równem, gdzie Chodorowski  osobiście znał członków kierownictwa polskiego podziemia, między innymi Jana Kamińskiego. Niejednokrotnie, pod ochroną naszych oddziałów bojowych, wyjeżdżał do Równego, gdzie za pośrednictwem Kamińskiego próbował umożliwić kontakt naszej delegacji z polskim podziemiem.

 

Jednak wszystkie te próby poniosły fiasko. Szowinistyczne polskie podziemie nadal uważało Zachodnią Ukrainę za nieodjemną część Polski i na żadne pertraktacje z ukraińskimi „zdrajcami Polski” nie wyrażało zgody. Nazywali UPA „bandą”, która walczy i będzie walczyć przeciwko nienaruszalności granic polskiego państwa. Bardzo nas dziwiło takie stawianie sprawy w zupełnie przecież nowej sytuacji międzynarodowej. Chodorowski zaś był niezmiernie zawiedziony taką postawą swoich rodaków, wstydził się za nich i miał poczucie winy z powodu krótkowidztwa Polaków.

 

Tymczasem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Na oczach wszystkich przybierało na sile polsko-ukraińskie napięcie, z każdym dniem co raz bardziej  podsycane przez element szowinistyczny po obydwu stronach. W marcu 1943 roku, po śmierci Chodorowskiego, Komenda Główna UPA jeszcze raz próbowała podjąć rozmowę z polską stroną. Pośrednikiem wówczas  został ksiądz-Polak  z polskiej wioski Huta Stepańska powiatu kostopolskiego ( nazwiska księdza nie pamiętam).

 

Również i tym razem Polacy, uparcie nazywając wszystkich Ukraińców „bandytami”, nie zgodzili się na jakiekolwiek rozmowy. Oni dosłownie zachłysnęli się sojuszem Stalin-Sikorski. Dawali wiarę pogłoskom, że w ZSRR, na podstawie porozumienia między Stalinem i Sikorskim, ogłoszono powszechną amnestię dla wszystkich polskich cywilów i wojskowych, i pod dowództwem generała Andersa, powstaje nowa polska armia. Polacy wierzyli, że wspólnymi siłami zachodnich sojuszników i ZSRR wkrótce będzie rozbita potęga Hitlera, po czym oni znowu odbudują swoje państwo w jeszcze szerszych granicach, poprzez nowe aneksje terytorialne. Aby nie zaostrzać swoich „sojuszniczych” stosunków z Rosją, zamiast współpracy, Polacy wybrali wszystkimi dostępnymi siłami zwalczanie ukraińskiego i białoruskiego ruchu wyzwoleńczego, uważając go za głównego wroga Rosji i Polski.  

 

Stara koncepcja „równowagi sił”. We wszystkich ukraińskich miastach pracowało u Niemców wielu Polaków, zarówno miejscowych inteligentów, jak i przywiezionych z Polski. Wszyscy oni posługiwali się językiem niemieckim i byli zarejestrowani jako Volksdeutsche. Tłumacze, kierowcy, kolejarze, urzędnicy, strażnicy, a nawet sprzątaczki w dużej mierze byli werbowani spośród Polaków. Taka była rozmyślna polityka Hitlera. Tak samo było w podbitej w 1939 roku Polsce, tylko że do podobnych robót zamiast Polaków byli zatrudniani Ukraińcy, Białorusini i świeżo upieczeni Volksdeutsche.

 

Wiedzieliśmy, że wiele żon byłych polskich oficerów, a nawet kobiet wolnego stanu z wyższym wykształceniem,  pracowało w niemieckich zakładach pracy jako służące i sprzątaczki. Będąc prawdziwymi patriotkami, przekazywały one swoim organizacjom sprzeciwu wiele cennych informacji o Niemcach. Niestety polskie podziemie, prawdopodobnie pod wpływem nieadekwatnych odgórnych dyrektyw, ten cenny, początkowo informacyjny, a później dywersyjny aparat wykorzystało dla dobra nie własnej ojczyzny, a sowieckiego państwa okupacyjnego, które później odpłaciło Polakom komunistyczna okupacją Polski i celowym zatrzymaniem się nad Wisłą, aby Niemcy wybili najgorętszych patriotów w sprowokowanym przez Zachód powstaniu warszawskim.

 

W polskich wsiach i koloniach bolszewicka partyzantka znajdowała wiernych  sojuszników, udzielających jej schronienie i prowiant, punkty łączności i przekazów oraz środki transportu. W lokalach mieszkańców polskich miast  bolszewicy organizowali konspiracyjne kwatery dla kurierów i polskich szpiegów wywiadu sowieckiego. Ścisła sowiecko- polska współpraca na niemieckich tyłach była powszechnie znana jeszcze wiosną 1943 roku. Szczególnie mocno odczuło to nasze podziemie, gdy bolszewicy oficjalnie ogłosili nam wojnę.

 

Masowo zaczęli oni mobilizować do swoich partyzanckich oddziałów Polaków,  którzy wraz z Rosjanami podjęli walkę przeciwko nam, rzucając na nas wszystkie siły. W polskich wsiach de facto rządzili bolszewiccy partyzanci, a miejscowa ludność, zamiast ograniczyć się do okazywania wymuszonej grzeczności, jak to zwykle czynią w podobnej sytuacji wszyscy ludzie, udzielała bolszewikom wszechstronnej pomocy. Polacy wszystko, co robili, robili z entuzjazmem, bo ZSRR walczył z okupantem Polski, z Hitlerem... Nikt z Polaków nie myślał o tym, co będzie jutro. Przypuszczalnie nawet polski rząd w Londynie nie myślał o następstwach swojej polityki, bo wszystko co robili kolaborujący z sowietami Polacy, robili zgodnie z dyrektywami tego rządu. Przerażające skutki  wspomnianej sowiecko-polskiej współpracy bardzo ciężko odczuła na sobie ludność Ukrainy, bo, dzięki wybitnej pomocy Polaków, Moskwa zaczęła usilnie realizować program, który Łukin proponował nam.

 

Nie widzieliśmy żadnej korzyści z tego programu dla Ukrainy, ponieważ byliśmy świadomi tego, co on oznacza dla narodu ukraińskiego: rozlanie krwi Ukraińców, aby zwyciężył międzynarodowy marksistowsko - bolszewicki komunizm i rosyjski imperializm. Zarówno Rosjan, jak i Polaków zupełnie nie obchodził los mieszkańców Ukrainy (a może również i swoich własnych). Polacy mieli swój jasno postawiony cel polityczny: z jednej strony,  rękami zachodnich sojuszników i ZSRR doprowadzić do upadku Niemiec, z drugiej zaś, siłami Rosjan i Niemców zniszczyć narodowo-wyzwoleńczy ruch Ukrainy, aby Polska mogła ponownie okupować Zachodnią Ukrainę. Był to fatalny błąd polskiego narodu i jego rządu w Londynie, którego imperialistyczna polityka nie tylko nie osiągnęła pozytywnych rezultatów, lecz odwrotnie, doprowadziła swój naród do bycia sowieckim satelitą i, zamiast przyjaciół, narobiła i dalej robi sobie wrogów wśród sąsiednich  narodów.

 

Materiały o wspomnianej sowiecko-polskiej współpracy i jej rezultatach, prawdopodobnie zamknięte są w sejfach służb wywiadowczych ZSRR. Jej konsekwencje odczuwamy również teraz. Nawet sowiecka memuarystyka w jakiejś mierze ujawnia pewne aspekty tej sprawy. Komunistyczny pułkownik Miedwiediew, zdrajca narodu białoruskiego, po nieudanych rozmowach tak pisze o Ukraińcach: „  Opowiadając o ciężkich czasach, dziadek bardzo często wspominał o „hajdamakach”. – Kim są „hajdamacy”?- zapytaliśmy go kiedyś. – To wy naprawdę nie wiecie? – zdziwił się przewodniczący kołchozu. – Są to sprzedawczycy i mordercy. Wściekłe psy! Zajrzyjcie do ich gazet. Tam oni sami piszą, jak sprzedali duszę Hitlerowi.

 

Dziadek przyniósł kilka egzemplarzy gazety pod tytułem „Hajdamaka”. Wziąłem w ręce jeden z nich. W oczy rzuciła się pewna fraza: „ Może jest ochota się zabawić: kogoś obrabować, odnieść  jakąś osobistą korzyść? Nie zaprzeczamy…” Bandyci – hajdamacy szczerze się wysługiwali niemieckim okupantom. W nagrodę za tę ich wierną służbę pozwolono im rabować. I tak się zaczęła swawola bandytów. To właśnie oni podtrzymali faszystowski „nowy porządek”. Lecz odważni w niszczeniu ludności cywilnej (czyli swoich matek i ojców – T.B.), ci sami bandyci mdleli na samo słowo „partyzant”, tudzież „bolszewik”. („Eto było pod Rowno”, str.20). Jak widzimy, powyższa charakterystyka w niczym się nie różni od generalnej linii partii, urzędującej na Kremlu. Kto nie z nami – ten bandyta i tchórz. O Polakach tenże Miedwiediew pisze tak: „ Chlebem i solą was witamy, drodzy goście!...Uprzejmie prosimy czuć się u nas jak w domu. My was nakarmimy i ogrzejemy. Wasz oddział dobrze znamy i szanujemy. Wy nas nie skrzywdzicie i nie pozwolicie nas skrzywdzić Niemcom  i bandytom (czyli ukraińskim partyzantom). A gdy już przyjdzie walczyć z tymi zaklętymi wrogami, będziemy walczyć razem z wami”…

 

” Rudnię Bobrowską (polska wieś, rejon berezieński, powiat kostopolski)  żartobliwie nazywaliśmy swoją „stolicą”. Tu znajdowało się centrum dowodzenia naszego oddziału. A wszędzie dookoła, w większych wsiach, były nasze punkty wywiadowcze. Nasza „stolica” była dobrze chroniona. Wokół wioski rozstawiona była straż , gdzie razem z naszymi bojcami pełnili służbę również mieszkańcy, nie wyłączając młodzieży. Mieliśmy zapewnione bezpieczeństwo, bo miejscowi w mig rozpoznawali obcych przybyszów”… (Tamże, str. 46-47). Jak widzimy, autor pamiętnika charakteryzuje Polaków nader przychylnie.

 

Jednak gdy miesiąc później wioskę najechała duża niemiecka grupa operacyjna z Żytomierza, „odważny rycerz” Miedwiediew, zamiast bronić swej „stolicy”, cichcem rozpłynął się w środku  nocy, jak tchórzliwy zając. Jego „stolica” nad ranem została doszczętnie spalona, a jej mieszkańców Niemcy rozstrzelali. O tych faktach Miedwiediew oczywiście nie wspomina. Niewątpliwie wszyscy Polacy z Rudni Bobrowskiej byli patriotami, lecz zginęli oni nie za swoją ojczyznę, a za komunizm i imperium moskiewskie. Gdyby takim bolszewikom, jak Miedwiediew, leżał na sercu los polskiej ludności, to by umieścili we wsi swój sztab, a resztę swoich sił - w okolicznych wsiach.  

 

Taki oto jest dowód „przyjacielskiej” opieki bolszewików nad Polakami. Z tychże wspomnień Miedwiediewa, niestety dopiero w 1950 roku, dowiedzieliśmy się, dlaczego zaznały porażki próby Chodorowskiego zorganizowania rozmów między UPA i polskim podziemiem, a zwłaszcza z organizacją, którą kierował Jan Kamiński.

 

Miedwiediew o tym pisze tak: „ Kuzniecowowi poszczęściło poznać w Równem miejscowego Polaka, Jana Kamińskiego. Kamiński był członkiem polskiego podziemia, lecz jego organizacja działała opieszale, a Kamiński rwał się do bardziej aktywnych działań. Dlatego chętnie zgodził się współpracować z Kuzniecowem, co potwierdził słowami przysięgi na piśmie”…(Tamże str.69) Oto dlaczego w 1943 roku nie osiągnięto upragnionego prze Główną Komendę UPA porozumienia ukraińsko-polskiego. A przez wrogość Polaków w stosunku do Ukraińców, stosunki ukraińsko-polskie stawały się co raz bardziej napięte. Prawie wszyscy Polacy poszli za bolszewikami przeciwko Ukraińcom. Konsekwencje tego były fatalne, ale o tym mowa będzie dalej. Dla UPA zaś wszystko to oznaczało, że  powstał trzeci front – front polski.