Szlachetna kolaboracja

2017-12-29 18:56



Dwa dokumenty, ukraiński i polski, pierwszy z czerwca 1943, drugi z marca 1944:
 

Opis bitwy UPA w pobliżu wioski Górka Połonka z Niemcami i Polakami 2 czerwca 1943 r.

 
"W drugim dniu czerwca 43. r. ponad miejscowością Górka Połonka pojawiły się wraz z wybuchami  wielkie kłęby dymu i ognia, wysłano wywiad, okazało się, że to Polacy wraz z Niemcami idąc w kierunku Łucka palili  i rabowali wioskę. Nie było chwili do stracenia Wzięliśmy ze sobą ręczny  karabin maszynowy i rzuciliśmy się biegiem do wsi Górka Połonka, aby zaatakować wroga ..."
 
źródło:avr.org.ua/index.php/viewDoc/4800/
ГДА СБУ — Ф. 13. — Спр. 376. — Т. 66.

 

 

 

Działalność AK na Kresach Wschodnich. Uzupełnienie do meldunku tygodniowego z okręgu stanisławowskiego z okresu 1-31 marca 1944 r.

Pacyfikacje niemieckie w stosunku do Ukraińców.
W związku z napadami band ukraińskich i mordowania nie tylko Polaków ale także Niemców urządziły władze kilka pacyfikacji. 
Najsilniejsze represje zostały zastosowane w odwet za następujące zajście:
Dnia 8.III grupa Gestapo i Kripo udała się do wsi Bełszów pow. Rokitno, gdzie podczas rewizji w cerkwi znaleziono broń, amunicje i żywność. Dokonano aresztowań i zabrano znalezione zapasy, W drodze powrotnej zostali Gestapowcy napadnięci, aresztowanych odbito, a czterech funkcjonariuszy Gestapo i Kripo zabito (Iwanowski, Kos, Błagowieszczeński i jeden Niemiec). Ponadto było zabitych dwóch Ukraińców, którzy zostali wzięci na podwody dla odstawienia skonfiskowanej broni i żywności.
Dnia 9.III wezwało Gestapo przedstawicieli Ukraińskiego Komitetu, pokazano im trupy bestialsko pomordowanych względnie podobijanych funkcjonariuszy Gestapo i Kripo. Z 13 na 14 Gestapo przy współudziale Sapo i oddziału wojsk SS dowództwem nacz. Asmanna otoczyło miejscowości Bolszów, Bołszowce i Słobódka Bołszowiecka, wypędzono wszystką ludność z domów, skierowując Polaków do kościoła, a Ukraińców do cerkwi, następnie wyprowadzono bydło ze stajen i domostwa podpalono. Z kolei kazano Ukraińcom wychodzić z cerkwi i do mężczyzn strzelano, kobiety i dzieci wypuszczono. Ponad stu ukraińskich chłopów przewieziono do Stanisławowa jako zakładników, Polakom po wypuszczeniu z kościołów przekazano konie i bydło i poradzono, aby we własnym interesie usunęli się do Stanisławowa. We wspomnianych miejscowościach pozostało bardzo niewiele domostw, Niestety i Polacy ponieśli przy tej akcji szkody. Na przykład w Bołszowcach dwoje staruszków Starczewskich przypuszczało, że to napad bandycki i że bandyci celowo kierują Polaków do kościoła, aby ich tam gremialnie mordować, wobec tego przyłączyli się Starczewscy do Ukraińców i padli ofiarą od strzałów skierowanych do Ukraińców, ofiarą pożaru padły zagrody polskie sąsiadujące z ukraińskimi.

 

źródło:
 https://www.dlibra.karta.org.pl/dlibra/doccontent?id=35313 

 

 

 

Dwa wspomnienia żołnierzy Armii Krajowej, zapisane wiele lat po wojnie:
 

 



Mirosław Łoziński - członek samoobrony w Przebrażu, później żołnierz LWP - podczas Powstania Warszawskiego spokojnie oczekuje na prawym brzegu Wisły, aż Niemcy wymordują całą walcząca Warszawę. Nie przeszkadza to jednak jemu, opowiadać później bajeczki o zbrodniach ukraińskich nacjonalistów podczas Powstania. Po wojnie dowodzi oddziałami polskimi, pacyfikującymi ukraińskie wioski w Bieszczadach i bierze udział w "Akcji Wisła".

 

Jego wspomnienia:
Prowadząc "podwójną grę” z Niemcami, kierownictwo ośrodka w Przebrażu postanowiło zaatakować garnizon, pilnujący majątku w Trościańcu. Miał on przekonać Niemców, że Polacy z nimi zgodnie współpracują i razem z nimi walczą z bandami. Było to konieczne, żeby ci tolerowali rozwój samoobrony w Przebrażu. Koncepcja wyglądała następująco: oddział samoobrony silnie uzbrojony, zaatakuje niemiecki garnizon w Trościańcu, liczący 60 osób, a gdy ten wezwie pomoc z Kiwerc, to drugi oddział z Przebraża uda się razem z nią do Trościańca i będzie walczył z bandą.
- Scenariusz był ryzykowny, ale w razie powodzenia mógł przynieść dla Przebraża bardzo ważne korzyści – podkreśla Mirosław Łoziński. – Okazało się, że jego autorzy "Lew”, "Harry” i "Orzech” strzelili w dziesiątkę. Garnizon niemiecki w Trościańcu mocno przyduszony ogniem, wezwał pomoc z Kiwerc. Oddział, który z nich wyruszył, nie był zbyt liczny. Składał się zaledwie z 30 ludzi. Zatrzymał się on w Przebrażu, gdzie po skontaktowaniu się z Ludwikiem Malinowskim, otrzymał wsparcie oddziału samoobrony. Jej kilkunastoosobowy oddział szedł odrębną kolumną, ubezpieczając Niemców z prawej strony. Gdy hitlerowcy podeszli do Trościańca, przywitał ich grad kul z karabinów maszynowych polskiego oddziału, który na nich czekał. Niemcy zalegli na polu, mając zabitych i rannych. Wtedy zjawił się polski oddział samoobrony, który ku zdziwieniu Niemców ruszył brawurowo do kontrataku z okrzykiem "hurra!”, odpierając napastników. Owocem tej "bojowej współpracy” było 8 zabitych i 7 rannych Niemców, w tym dowodzący nimi oberleutnant.Rannym natychmiast udzielono pomocy lekarskiej i zebrano do Przebraża. Do niego przywieziono także zabitych Niemców. Wkrótce do Przebraża przybył też dwustuosobowy, silnie uzbrojony oddział niemiecki, jadący na samochodach i pancerkach. Pozostali przy życiu Niemcy z garnizonu w Kiwercach zeznali, że gdyby nie pomoc samoobrony z Przebraża, to wszyscy by zginęli. Niemcy byli bardzo wdzięczni i dostarczyli dla przebrażan sporą ilość potrzebnych lekarstw i papierosów. Przede wszystkim jednak samoobrona w Przebrażu została przez Niemców uznana za lojalną wobec nich i wykorzystującą przekazaną jej broń do walki z bandami, które atakują także Niemców…"

 

 

Michał Fijałka - cichociemny, działający na Wołyniu od lipca 1943 roku, podczas wojny dokonujący, wraz ze swoimi oddziałami wielu zbrodni na niewinnej ukraińskiej ludności cywilnej. Prowadził również wojnę z Ukrainą metodami bardziej wyrafinowanymi, ściągając poprzez swoje prowokacyjne zamachy (pozostawiał zawsze w ich miejscu "ukraiński ślad" ) oddziały niemieckie, pacyfikujące niewinne ukraińskie wioski.
Po wojnie podejmuje współpracę z polskimi służbami specjalnymi, jako tajny agent inwigilujący polskie podziemie.


Fijałka wspomina:
"... Na Wołyniu mieliśmy zupełnie poprawne stosunki z operującymi tam oddziałami i zgrupowaniami partyzantki radzieckiej, w tymi ze zgrupowaniami gen. Fiodorowa, płk. Karasiowa (m. in. budowaliśmy im most przeprawowy), pik. Fiodorowa, płk Iwanowa, płk. Bujnowa, Kapłona, Czarnego, Mirkowskiego i szeregu innych. Wiele z tych oddziałów przeszło na Lubelszczyznę i są dzisiaj w literaturze dobrze znane, m.in. z książki „Między Wisłą a Bugiem 1939—1944". Jeśli zaś chodzi o regularne jednostki Armii Czerwonej, to z chwilą przerwania frontu na Wołyniu wiosną 1944 roku, współdziałaliśmy w walce z Niemcami z 54 i 56 pułkami Kawalerii Gwardyjskiej. To właśnie razem z nimi wyzwalaliśmy Turzysk, Włodzimierz Wołyński i szereg innych miejscowości. Wiązaliśmy siły niemieckie i zadawaliśmy im ciężkie straty. Mieliśmy z jednostkami radzieckimi wspólne sukcesy, ale i klęski".

 

I oni mają czelność oskarżać Ukraińców o kolaboracje?

 

                                                                                                    Dobrodziej