Selektywny dobór faktów - 2

2017-09-18 21:35

Chyba każdy szanujący się w Polsce histeryk ale również wszelcy inni propagatorzy wiedzy o "zapomnianej zbrodni", w swoich pracach histerycznych cytowali, bądź wspominali o liście Bulby-Borowca do OUN, w którym ostro krytykuje banderowców między innymi za zbrodnie, których mieli dokonywać na polskiej ludności cywilnej. 
List ten cytowany jest rzecz jasna przez bezkresnych oszołomów którzy bez Kresów żyć nie potrafią...

 

Ponad rok temu , demonstrowaliśmy manipulacje i wybiorczość polskich historyków i histeryków w podejściu do ukraińskich źródeł, odsłaniających spojrzenie na Tragedię Wołyńską oczami Ukraińców, właśnie na przykładzie Tarasa Borowca-Bulby. 

Zacytujmy fragmenty z tamtego artykułu: 

 

 

 

Więcej: https://dobrodziej.webnode.com.ua/news/selektywny-dobor-faktow/

Spostrzeże pierwsze:
W liście jaki napisał Taras Borowiec, pojawiającym się w całości i fragmentami w polskich źródłach, poza oskarżeniem OUN-B w masowych mordach dokonywanych na Polakach - Borowiec wspomina również o Stepanie Banderze.

Cytujemy ten fragment:

" I dlatego też my byśmy najbardziej się ucieszyli, gdyby nasz towarzysz w działaniu rewolucyjnym Stepan Bandera był na wolności i miał wpływ na pracę Waszej organizacji. Jesteśmy głęboko przekonani, że ten rewolucjonista po jego gorzkim doświadczeniu z “totalną dyktaturą” 1941 roku, która zaowocowała śmiercią takich ludzi, jak pułkownik M. Sciborski, dziś on ukierunkowałby pracę Waszej organizacji na prawdziwą drogę, na drogę ogólnonarodowej konsolidacji i budowy muru jednolitego frontu rewolucyjnego. Ale, niestety Stepana Bandery nie ma wśród Was, dlatego też pewna część ukraińskiej rewolucyjnej energii skierowana jest na złą drogę."

 

 

Obiecywaliśmy wtedy, że przetłumaczymy i zamieścimy w najbliższym czasie, inne fragmenty z książki Tarasa Bulby-Borowca, "Armia bez Dzierżawy (Państwa)". Bez zbędnych słów i komentarzy (z jedną tylko uwagą) zamieszczamy te fragmenty wspomnień Borowca, które dotyczą bezpośrednio Polski i Polaków. 

 

W Polsce nikt tych wspomnień nie przetłumaczył. Przetłumaczono tylko to, co odpowiada polskiej wersji historii: 

  • Borowiec krytykuje OUN - Borowiec jest "cacy", 
  • Borowiec krytykuje Polskę - omijamy, przemilczamy, wycinamy. 

Podejście jak najbardziej nieuczciwe, żeby nie powiedzieć fałszywe - cechujące niestety polską historiografię. 

 

 

                                                         *******************************

 

Taras Borowiec-Bulba "Armia bez Dzierżawy"- fragmenty:
(Bezkresnych oszołomów lektura cytowanych fragmentów doprowadzi do białej gorączki, ludziom rozsądnym poszerzy horyzonty)
 

Moje pierwsze kroki


„Nie bylem uczestnikiem działań wojennych, ani rewolucji. Byłem wtedy dzieckiem. Jednak wszystkie te wydarzenia dobrze pamiętam. Mój starszy brat był "petlurowcem". Po powrocie z wojny do domu, uczył nas ”wojować".
Zawierucha I Woj
ny Światowej i Rewolucji przeszła przez błota i lasy Polesia. Byli u nas Rosjanie, Niemcy, Austriacy, Polacy i Węgrzy. Władze zmieniały się co tydzień, a lasy Polesia szumiały po swojemu. Ale teraz, po wielkiej wojnie, następowały wielkie zmiany. Nasza wioska w pobliżu nowej granicy przypadła Polsce, a nie Rosji.
Pojawili się "wielcy" polscy panowie. Poodbierali ziemię chłopom. Pojawili się najemcy, administratorzy, karczmarze i wszelkiego rodzaju "pod-panowie". Podczas rewolucji ich nie było. Pouciekali. A teraz wrócili do nas ponownie.
I ich opiekun pojawił się, do tego momentu nieznany mi żołnierz w czapce rogatywce z białym orłem na czole.
To było nowe państwo polskie na naszej ziemi. Pięć kilometrów dalej - granica. Za tą granicą była jakaś nowa Rosja. Również na naszej ziemi. Bez cara, bez pana, bez religii. Mówili, że wszystko tam jest dla narodu ...
Nie rozumiałem politycznego znaczenia nowego państwa, ale od pierwszych dni nie lubiłem tego państwa. 
Obca władza, obca wiara, obca mowa, obca szkoła, obcy panowie i "poganiacze" w pracy. Wszystko i wszędzie obce i nieprzyjazne, wszystko co gardzi mną i moim narodem, niszcząc mój język, moją wiarę, mаją nację...”. „Poszedłem do kamieniołomu w poszukiwaniu pracy. Widząc, jak kierownik wyrobiska, stojąc na pagórku, kieruje pracą przedsiębiorstwa, już w pierwszy dzień pierwszy postanowiłem, że za wszelką cenę, zostanę takim kierownikiem.
Ale cena, jak się okazało, była bardzo wysoka. Pasąc ostatnimi czasy krowy, zdążyłem zapomnieć o "abecadle", którego nauczyłem się w Bystrzycach w zimie. 
A tutaj jest wymagana algebra. Ja nie posiadam ani środków, ani wykształcenia. Trzeba zacząć wszystko od "ABC" od początku. 
Musze nauczyć się bardzo wiele. Ale jak? Gdzie, od kogo ? Za co? Nie ma gdzie uzyskać, nie tylko pomocy, ale nawet dobrej rady.
Udaje się do państwowego nauczyciela i do prawosławnego duchownego. Kto jeśli nie oni, może mi pomoc? Polski nauczyciel z przyjemnością mi pomoże we wszystkim. Może nawet tak zrobić, że będę uczyć się we wszystkich szkołach na koszt publiczny, ale stawia jeden "drobny" warunek - muszę przejść z prawosławia na katolicyzm, aby przestać być Ukraińcem a zostać Polakiem. 
Wtedy przede mną będą otwarte wszystkie drzwi, zarówno do szkoły, jak i do stanowisk państwowych. W przeciwnym razie droga do nauki zostanie zamknięta, nawet jeśli byłbym mądrzejszy od samego Salomona.
Stary rosyjski "batiuszka" też z przyjemnością mi pomoże. Napisze do "Rosyjskiej Wspólnoty Charytatywnej" i do samego Episkopa. Zostanie przyjęty do Seminarium Duchowego, moją naukę opłaci Konsystorz. Jednakże jestem mu winien przysięgę na Ewangelię, że kiedy wyuczę się na diakona czy nawet zostanę duchownym, nigdy nie będę Ukraińcem czy Polakiem, a zawsze Rosjaninem ... "

 

 Początek naszej nowej organizacji
„Ustawodawstwo państwa polskiego było tak elastyczne, że to, co przepuszczała cenzura w Warszawie, nie mogło pojawić się w Ukrainie a to, co było dopuszczalne we Lwowie, nie mogło wyjść w Łucku, a to co wychodziło legalnie w Równem czy Łucku, było zabronione na pobliskim Polesiu. Każdy wojewoda działał na prawach absolutnego feudała. O wydawaniu ukraińskiej gazety na Polesiu, w królestwie Kostka-Biernackiego nie mogło być mowy. Ten despota samowolnie robił to, co chciał. W takich okolicznościach musieliśmy wszelką ukraińską literaturę dowozić na Polesie nieoficjalnie ze Lwowa i Łucka. Literatura ta, pomimo restrykcji rządowych, a może dzięki nim, dawała znakomite efekty. W przeciągu niecałych dwóch dziesięcioleci, bez szkół, subsydiów rządowych, pomimo zakazów i przeszkód czynionych przez obce nam państwo, nasze Polesie stało się w pełni świadomą ukraińską prowincją".

 

Polski oboz koncentracyny w Berezie Kartuskiej

 

"Wiecznie przeszukania, ciągle aresztowania i jak zwykle bezpodstawne oskarżenia - to był mój chleb powszedni.
Miałem nadzieję, że gdy pracując w imieniu URL, a więc polskiego sojusznika przeciwko ZSRR, Polacy nie będą nam przeszkadzać, a wręcz przeciwnie - że będą nam pomagać. Niestety, tak dalekowzroczna polityka dla Polaków była nieosiągalna. W walce przeciw ukraińskiej idei narodowej, Polacy zawsze stawali się gorliwymi sojusznikami moskiewskiego imperializmu wszelkiej maści.
Chociaż ekspansja imperium moskiewskiego i jego piątej kolumny - Komunistycznej Partii - dość wyraźnie i stale zagrażała istnieniu państwa polskiego i w ogóle narodu polskiego, to Polacy i tak swojego głównego wroga widzieli w niezależnej Ukrainie. To przekonanie doprowadziło do tego, że Polska zdradziła Ukrainę w 1920 roku, podpisując pokojowy traktat z bolszewicką Moskwą w Rydze. Z tych samych powodów, Polska przez cały czas okres swojego międzywojennego istnienia, niszczyła ukraiński ruch narodowo-wyzwoleńczy, widząc w nim największe zagrożenie dla siebie.
Rząd URL na uchodźstwie i wielu liderów ukraińskich partii politycznych, próbowali ze wszystkich sil przekonać kompetentne polskie środowiska, że taka polityka prowadzi Polskę do samobójstwa, jednak ich wysiłki były bezskuteczne. Polacy uważali siebie za światową potęgę, pomimo tego, że od wewnątrz Polskę rozkładały problemy mniejszości narodowych.

Zniewolone i uciskane przez polską reakcję mniejszości narodowe, ze zrozumiałych przyczyn walczyły o swoje prawa, jak tylko mogły. Na terroryzm państwowy i akcje pacyfikacyjne odpowiadano kontr-terrorem, sabotażem i ostrą antypolską propagandą.
Fale aresztowań wzmagały się, ilość szubienic rosła. Doszło do tego, że latem 1934 „demokratyczne” państwo polskie, utworzyło w czasach pokoju obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej na Polesiu, na wzór stalinowskich i hitlerowskich obozów. Był to akt największej hańby Polski za władzy marszałka Piłsudskiego...

....Komendantem obozu był podinspektor policji - Bolesław Hrefner, urodzony kat, niski kretyn z wielkim brzuchem i ogromnymi okularami na swoim nosie, z wydłużoną i tłustą mordą, prawdziwy hipopotam....... 
Komendant pierwszego bloku, starszy policjant Markowski, oszalały sadysta, zdziczały i zdegenerowany cham. Ten potwór przy każdym swoim oddechu, musiał kogoś z aresztowanych uderzyć gumową pałką gdzie popadło albo chociaż potraktować butem w brzuch. Szczególną przyjemność odczuwał gdy butem trafiał aresztowanego w przyrodzenie a pałką zahaczał o nerki.
Więźniowie mieli na plecach dużą, 20-centymetrową naszywkę z numerem więziennym. Mniejsze numery były szyte przez więźniów z przodu na lewym ramieniu. Ludzie nie byli wywoływani nazwiskami, ale liczbami. Ja, jako „członek-założyciel” obozu, miałem numer 168.
Oficjalnie ten obóz koncentracyjny nazywany był "miejscem odosobnienia".
Ludzi więziono w nim tak samo, jak w bolszewickich lagrach - bez procedury prawnej, znanej w wolnych i cywilizowanych państwach. Bez wyroku sadowego, a na widzimisię jakiejś urzędowej mordy. Okres pozbawienia wolności był niewiadomy. Po trzech miesiącach pobytu, bez żadnych podstaw prawnych, więźniowie często otrzymali nowe "wyroki" na następne trzy miesiące ..."

 

 

Nowa Europa 

 

„Niektórzy polscy autorzy pamiętników przechwalają się, że Polska jest jedynym państwem, jakie nie miało swojego Quislinga, Háchy czy Petaina - i to jest zgodne z prawdą. Jednak nie dlatego nie pojawili się w Polsce Quisling czy Petain, że takich ludzi w Polsce nie było, Niemcy mogli znaleźć ich tak samo, jak znaleźli w innych krajach. Stało się tak dlatego, że Niemcy uważali Polskę za swoją kolonię i żaden polski Quisling nie był im potrzebny. Niemcy niemal natychmiast po zwycięskiej kampanii przejęli całą administrację i gospodarkę Polski.
Co do "folksdojczów", to właśnie w Polsce pojawiła się ich cala masa. A wśród nich byli również ci, którzy określali siebie mianem Polaków a także przedstawiciele innych mniejszości narodowych. Wśród nich miałem okazję spotkać wielu takich, którzy byli kiedyś Ukraińcami, ale nagle „poczuli” w swoich żyłach puls „czystej rasowo, niemieckiej krwi”.
To właśnie ci „folksdojcze” byli największym wrzodem na ciele narodu polskiego. Oni znali język polski, znali wszelkie polskie sekrety o których Niemcy nie mieli pojęcia. 
Ich było pełno w gestapo, policji i wszelkich urzędach. To oni rozpoczęli dokonywać takie haniebne zbrodnie, od których zastygała krew w żyłach, nawet najbardziej zawziętych wrogów Polski....

 

...Wiele było powiedziane i napisane w kraju i za granicą o przyczynach klęski Polski. Niektórzy mówili, że armia polska nie dorównywała uzbrojeniem i skutecznością bojową innym armiom na świecie. 
Inni obarczali winą za klęskę rząd. Tą krytyczną linię bardzo ostro nagłaśniała propaganda Goebbelsa, która do przyczyny klęski Polski w wojnie dodała jeszcze sojusz Polski z Wielką Brytanią, Francją i Ameryką. 
Przy okazji wieszając psy na ministra Becka i na światowe żydostwo.

Nie ma wątpliwości, że ówczesny "pułkowniczy" rząd polski, z jego dyktaturą wojskową nie stanął na wysokości zadań dla państwa, które pretendowało na polityczną demokrację i postęp społeczny.
Nie przestrzegano międzynarodowych zobowiązań w odniesieniu do mniejszości narodowych. 
Nie było żadnych ważnych reform społecznych, na które komuniści łapią dzisiaj Polaków. 
Rząd nie potrafił rozwijać gospodarki, chociaż pozwalały na to zasoby. 
Władza Polska ciągnęła ten stosunkowo niewielki naród do urojonego hiperbolicznego imperializmu „światowego mocarstwa”, zamiast uczciwie i skromnie rosnąć na własnej ziemi. 
W 1939 roku rząd rzucił hasło: „Chcemy floty wojskowej i kolonii”, zapominając, że kolonialne przestrzenie władcy morza zdobywali 300 lat temu. 
Od Rygi w 1920 roku, Polska „handlowała” cudzymi terytoriami, to z Moskwą, to z Berlinem - tak długo aż stała się kolonią niemiecką i moskiewską. Ludzie z tego samego środowiska na czele z Zaleskim i Andersem, nawet dzisiaj, będąc sami w kolonialnej niewoli, mydlą oczy światowej opinii publicznej, wykazując „historyczną” zasadność pretensji kolonialnych Polski na sporą część przestrzeni życiowej Ukraińców, Białorusinów i Litwinów (Lwów i Wilno).
Jakie prawo mają dzisiaj Polacy występować przeciwko komunistycznemu imperializmowi moskali, jeśli sami cierpią na tę samą chorobę? 
Czas już najwyższy aby wszyscy Polacy pozbyli się ślepoty politycznej.

Jednak pomimo naszych krytycznych i słusznych uwag skierowanych do polskich liderów, w imię prawdy historycznej podkreślamy, że anty-polska propaganda Goebbelsa w 1940 roku, była przesadzoną demagogią, zwłaszcza kiedy mówimy o ówczesnej armii polskiej.
Armia polska to normalne wschodnioeuropejskie siły zbrojne a jej żołnierz nie był gorszy niż żołnierz innego wojska. Armia ta poniosła klęskę, jako pierwsza ofiara wielkich mocarstw militarnych. Należy dodać, że w polskiej armii, co piątym żołnierzem był Ukrainiec, fakt ten jest ukrywany w całej polskiej historiografii i memuarystyce. Ale to inny temat. 
Nadejdzie czas, kiedy Kijów - stolica dużego 50-milionowego narodu - wystawi Warszawie swoje historyczne rachunki ".

 

 

Partyjna walka o UPA.

 

"Wiosną i latem 1943 roku, Ukraina a zwłaszcza Polesie i Wołyń, niewiele różnią się od opisów piekła w "Boskiej Komedii" Dantego. Gdziekolwiek spojrzeć - niegasnący blask. Do "rewolucji" partyzantów M.Lebiedia wmieszali się bolszewicy. Jednej nocy lebiedowcy (tak Borowiec nazywał banderowców) ogniem i mieczem karzą polskie wsie. W ciągu dnia Niemcy z polską policją karzą za to pięć ukraińskich wiosek. Na drugi dzień bolszewicy i Polacy palą za to samo pięć kolejnych ukraińskich wiosek, zabijając ludność uciekającą w lasach. W miastach rozpoczął się dziki terror gestapo wobec ukraińskiej inteligencji. Gestapo całkowicie straciło orientację w sytuacji. Wyłapuje na ulicy ludzi i zapełnia świeżymi więźniami wszystkie areszty. Agenci Stalina zabijają i terroryzują we wszystkich większych miastach dostojników Hitlera, porywają w biały dzień niemieckich generałów. W odpowiedzi na to gestapo codziennie rozstrzeliwuje wszystkich więźniów. Na drzewach i szubienicach dniami i nocami wiszą ciała niewinnych Ukraińców..."